Iza – wychowawczyni, która kocha uczyć się od dzieci
Dzisiaj do rozmowy zaprosiłam moją przyjaciółkę Izę, która jest wychowawcą przedszkolnym.
Ten wywiad jest dyskusją pomiędzy rodzicem a nauczycielem. Z punktu widzenia rodzica, przyprowadzającego dziecko do przedszkola, wiele sytuacji wygląda inaczej niż z punktu widzenia nauczyciela. Te rozbieżności mogą niekiedy prowadzić do wzajemnego niezrozumienia.
Dlatego tak cennym jest poznanie świata wychowawcy przedszkolnego, tym bardziej jeśli jest to osoba, która kocha swoją pracę. Iza jest nauczycielem z powołania i choć praca z dziećmi jest niekiedy bardzo wyczerpująca – to dla niej przede wszystkim źródło radości i inspiracji. Dlatego jej spostrzeżenia są tak cenne, szczególnie dla nas rodziców
Iza, za co najbardziej lubisz swoją pracę?
Lubię ją za kilka rzeczy, ale pierwsze co mi się nasuwa to, że jest ona bardzo żywa, praktycznie każdy dzień wygląda inaczej mimo że w przedszkolu jest ustalony porządek dnia: śniadania, zajęcia, spacery, obiady o tej samej porze, ale jakoś tak się dzieje, że o rutynie nie ma mowy. Dzieci są bardzo twórcze i obecne w każdym momencie, jakby to był jeden, jedyny, najważniejszy moment na świecie i w ich obecności bardzo mi się to udzieliło.
I druga rzecz, za którą lubię tę pracę – ona mnie zmieniła – tzn przebywając z dziećmi musisz być bardzo uważny, one są, jak najczulsze radary – wyczują każdy fałsz, czy emocje i chcąc być dobrym wychowawcą, po prostu stale trzeba się rozwijać jako osoba – po to, żeby móc później oddziaływać, czy towarzyszyć dzieciom w ich rozwijaniu się.
Tak, przy dzieciach można się bardzo rozwinąć. Przebywanie z nimi uwrażliwia nas na wiele rzeczy. Nagle znajdujemy w sobie szczególny rodzaj empatii, o który wcześniej byśmy siebie nie podejrzewali.
Dokładnie. Jest jeszcze coś niezdefiniowanego w tej pracy – co bardzo lubię – to otwarcie się na różne możliwości, które się pojawiają. Ot taka scenka z życia: kiedyś dzieci w czasie wolnym od zajęć prowadzonych przez nauczyciela bawiły się i odkryły, że cekiny na bluzce jednej z dziewczynek odbijają się w słońcu tworząc na ścianie świetliste kropeczki. Powstało małe zamieszanie – dzieci spontanicznie uznały, że to gwiazdki, zaczęły je łapać, udawać, że to klejnoty, pierścionki, kolczyki. I w pewnym momencie wpadł mi do głowy pomysł, że faktycznie można to wykorzystać, ten entuzjazm dzieci i po kilku wskazówkach zaczęliśmy łączyć te świetliste kropeczki i rysować gwiazdozbiory. Przy okazji wywiązała się rozmowa o tych prawdziwych gwiazdozbiorach, które są na nocnym niebie i że kiedyś gwiazdy pomagały ludziom zorientować się, w którą stronę iść (hellou – kiedyś nie było GPSów ) Choćbym nie wiem, jak główkowała, w życiu nie wymyśliłabym takich zajęć – a tu proszę – samo życie stworzyło możliwości. Właśnie to lubię w tej pracy, bo dzieci co pięć sekund, tak naprawdę generują 105 pomysłów!
Dzieci są bardzo kreatywne i tą kreatywnością zarażają dorosłych. Dlatego nigdy się nie zgodzę z twierdzeniem, że przebywanie z dziećmi nas „odmóżdża”. Oczywiście jest to przeważnie wyrażane w kontekście pieluch, kaszek i mam siedzących w domu z dzieckiem – podczas gdy czas z dzieckiem to czas rozwoju zarówno dziecka jak i dorosłego. Ty od grupy 20 dzieci jesteś w stanie naprawdę wiele się nauczyć 🙂
Tak, i właśnie dlatego lubię tą pracę. To spojrzenie dzieci na rzeczywistość udziela się i mnie, dlatego napisałam, że ta praca mnie zmieniła, bo po prostu nauczyłam się cieszyć życiem, zwykłymi, codziennymi sytuacjami.
Moje królestwo pracy
Iza, ale praca z dziećmi, to też automatycznie kontakt z rodzicami, którzy zawsze oceniają każdego wychowawce, czy zatem nie jest to też trochę praca pod presją pewnych oczekiwań?
Tak, presja i oczekiwania rodziców są ogromne, często przy tym bardzo sprzeczne, dlatego staram się skupić na tym konkretnym „moim” dziecku i jego rodzicu. Mam ten komfort, że praktycznie widzę rodziców codziennie i na bieżąco możemy ustalać pewne rzeczy i wyjaśniać wszelkie kwestie. Trzeba tylko chcieć rozmawiać i „dogadać się”. W końcu przecież zależy nam na tym samym (przynajmniej powinno nam zależeć) – na dziecku – to ono ma się czuć komfortowo i rozwijać możliwie, jak najlepiej. A nasze zadanie, rodzica i moje, jako wychowawcy, to stworzyć mu do tego najdogodniejsze możliwości. Dlatego tak ważne, żebyśmy mieli wspólny front i zgodę co do tego (a przynajmniej jakiś kompromis), jak ma wyglądać opieka i wychowanie. A nie da się tego zrobić, jak tylko wspólnie o tym rozmawiając.
Dlatego zawsze powtarzam „moim” rodzicom, że jak tylko cokolwiek budzi ich wątpliwości, chcą się czegoś dowiedzieć, wyjaśnić, dopytać, przekazać, to niech to robią na bieżąco i po prostu mi o tym mówią, bo nie jestem alfą i omegą (to oczywiste), czegoś mogę nie zauważyć, coś zbagatelizować, albo w ogóle nie patrzeć na dane sytuacje ich oczami. Moja, wychowawcy i perspektywa rodziców, zebrana do kupy, ma tak naprawdę przysłużyć się dziecku. Poniekąd ten artykuł jest okazją do rozmowy o tym.
Zawsze z perspektywy rodzica – dziecku wszędzie dzieje się krzywda hahaha! Staram się tak nie patrzeć ale też czasami wydaje mi się, że moje dziecko zostało potraktowane niesprawiedliwie, że pani nie widziała jak się zgłaszało albo nie zwróciła uwagi na jakąś awanturkę miedzy dziećmi. Powstrzymuje się od reakcji czy ingerowania w sprawy przedszkola, bo wiem że to są moje jakieś przewrażliwienia. Jednak czasami zdarzają się sytuacje gdzie coś mi się nie podoba bardzo… i kiedy wyjątkowo zapytam wychowawce o wyjaśnienie – to mam wrażenie że wychowawca odbiera to jako atak. Czy Ty też tak odczuwasz pytania rodziców czy jakieś uwagi?
Czy traktuję pytania i uwagi jako atak? hmm, czasami tak, bo zdarza się i tak, że przychodzi do mnie zagniewany rodzic. Ale pytania i uwagi są różne, różniste i dotyczące wielu rzeczy, dlaczego miałabym zakładać, że jestem atakowana za każdym razem, skoro rodzic chce mi coś przekazać o dziecku, czy o coś dopytać. Nikt chyba zresztą nie lubi, jak mu się wtrącać „do roboty”, ale taka jest specyfika tej pracy, że kontaktu z rodzicami nie unikniemy i nie ma co z góry zakładać, że uwagi rodzica sa skierowane przeciwko mnie, czy mojemu podejściu. Raczej staram się na to patrzeć tak, że jemu chodzi o dobro dziecka, no i wtedy, w tej konkretnej rozmowie wychodzi też, co tak naprawdę rodzic i ja przez to rozumiemy. Ale serio, wolę, jak nawet do mnie przyjdzie podminowany, czy zaniepokojony rodzic – ale przynajmniej przyjdzie i powie o co chodzi. Wtedy można znaleźć rozwiązanie do danej sytuacji – albo wytłumaczyć ją ze swojej perspektywy, albo też zmodyfikować swoje postępowanie. To naprawdę zależy od konkretnego przypadku.
W trakcie prac plastycznych
Wiesz co, ja czasami oburzam się jak mówię wychowawcy, żeby córki do czegoś tam nie zmuszać – a słyszę odpowiedz „No przecież wszystkie dzieci to lubią”. Od razu się gotuję, bo przecież moje dziecko to nie „wszyscy”, dla mnie jest jedno jedyne wyjątkowe! Ale zachowuje to dla siebie, bo wiem że wychowawca musi zapanować nad całą grupą. Rodzice też niekiedy czepiają się takich bzdur, że ja podziwiam nauczycielki, że mają jeszcze do tego cierpliwość. Co zatem uważasz jest najtrudniejsze w pracy w przedszkolu?
Najtrudniejsze jest właśnie to, jak zrobić, żeby każdy indywidualnie był „sobą” a jednocześnie jesteśmy grupą. Brzmi to trochę jak herezja, bo przecież każdy lubi co innego, w czym innym jest dobry, rożne charaktery, jeden chce akurat tańczyć, a ja akurat czytam bajki! No cały w tym ambaras. Pomijam, ze jestem jedna, a tu jednocześnie chce do mnie mówić kilkanaście dzieci i każde chce być to zauważone i wysłuchane TERAZ. Jak to zorganizować??
To faktycznie niemalże mission impossible
Ale jednocześnie to niepowtarzalna okazja doświadczyć tego, że grupa może zdziałać więcej razem niż ja jeden sam, że zebrane do kupy umiejętności każdego kogoś super się pouzupełniają, no i w grupie uczymy się, i owszem jestem wyjątkowy, ale tak samo wyjątkowy jest mój kolega.
Trafiłam na początku swojej pracy na świetną metodę, a właściwie cały system stworzony przez p. Dorotę Dziamską: Edukacja przez ruch. Praca z dziećmi tym systemem świetnie się sprawdza w grupie, a jednocześnie każde dziecko jest aktywne i działa twórczo. Ale nie oszukujmy się, przy takiej ilości dzieci (ok. 20, 24) w grupie, jedna osoba nie jest w stanie zawsze indywidualnie podchodzić do każdego dziecka. Do tego dochodzi hałas, momentami, który zdaje się rozstrajać mi system nerwowy.
Iza otworzyłaś mi oczy! Dziecko powinno poznać też właśnie wartość bycia zespołem. I nie chodzi mi tu o umiejętność dostosowania się do życia w grupie – co często się podkreśla jako powód posłania dziecka do przedszkola. Tylko zespół – jako nowa jakość, nowa siła! A rodzice przyprowadzając dziecko do przedszkola – czyli do grupy, chcą niekiedy, żeby było indywidualnością jakby było samo na świecie. Też na początku czasami popełniałam ten błąd myślowy…
No właśnie. Praca wychowawcy przedszkolnego to naprawdę nie jest bułka z masłem...
No raczej…
Wyobraź sobie choćby taką sytuację: wyjście na spacer, teraz w warunkach zimowych, czyli ze 20 kurtek, par butów, rzepów do poprawiania, sznurowadeł do zawiązania, czapki, szaliki, to małe miki, temu w kokardę, bo tak robi babcia, temu na dwa razy, bo tata tak wiąże, temu naokoło ze trzy razy, frędzle z tyłu, bo inaczej nie wyjdzie Do tego bluzy, pomóc pozapinać, przebrać spodnie na wyjście, założyć rajstopy, jasne, dzieci im starsze, tym bardziej samodzielne, ale wiadomo, pomagamy! Akcja ubierania w toku, a do tego, punkt kulminacyjny – PIĘCIOPALCZASTE RĘKAWICZKI !!!!
O rany, a moje dziecko nosi właśnie pięciopalczaste rękawiczki, czyli dokładam pracy wychowawcy. Jako rodzic nie zwracam na takie rzeczy uwagi…
Tak, i ja nikogo tutaj nie obwiniam. Ale zachować cierpliwość i pogodę ducha przy zakładaniu kolejnej pary rękawiczek, dbając przy tym, by dopasować je do paluszków dziecka, to dla mnie w tej pracy prawdziwe wyzwanie. Przy którejś z kolei rękawiczce miotam się między chęcią zwinięcia ich w kulki i posłania pięknym koszykarskim lobem prosto przez okno, lub też zastanawiam się kto je wymyślił i że chciałabym temu wynalazcy powiedzieć, co o tym myślę. Najtrudniej zachować taką samą uwagę, jak przy zakładaniu pierwszej pary. Z równym spokojem i entuzjazmem wysłuchać przy tym opowieści dziecka, że na szaliku jest kotek, a buty świecą, lub, że czapka ma cekiny na pomponie. Każde dziecko chce koniecznie mi to opowiedzieć i dlaczego przykładowy Jasiu ma być poszkodowany, tylko dlatego, że akurat jemu ostatniemu zakładam te nieszczęsne rękawice i miałabym nie mieć już do tego cierpliwości. Może to i trochę w żartach, ale chciałam na takim przykładzie pokazać, że przy takiej dużej ilości dzieci, najtrudniej każdego potraktować z uwagą i poświęcić mu czas wyłącznie skupionym na nim. Cały czas odpowiadam za każde dziecko i w tym czasie, jak poświęcam uwagę jednemu, to i tak muszę być czujna, co robią pozostałe, ze względu bezpieczeństwa chociażby, bo w tym czasie, jak ubieram naszego przysłowiowego Jasia, to ktoś inny może mieć pomysł popchnięcia kolegi, ktoś zdąży się pokłócić, obrazić.
Zabawa w najlepsze
Gdzie w takim razie rodzice popełniają błąd mając takie czy inne oczekiwania wobec wychowawcy?
Rodzice mają różne oczekiwania, często sprzeczne między sobą! Np jeden nie chce, żeby zmuszać do jedzenia, drugi ma o to pretensje, że jego dziecko nic nie je. Jeden pyta dlaczego nie wychodzimy na spacery, drugi prosi, żeby nie wychodzić, bo dziecko jest podziębione. Jeden uważa, że dziecko jest ubrane za ciepło, drugi, że za zimno. Jeden nie chce, żeby zmuszać dziecko, kiedy robimy coś na zajęciach, drugi, pyta, dlaczego nie poznajemy liter np. w trzylatkach.
Jeden rodzic ma pretensje, dlaczego w grupie jest kaszlące dziecko, inny, nie ma z kim tego dziecka zostawić, a do pracy iść trzeba. Rozbieżności chyba powstają kiedy rodzic oczekuje, że pod potrzeby jego i jego dziecka dostosuje się cała reszta.
Mikołajki w przedszkolu
Iza a czy bardzo zżywasz się z dziećmi? Przez trzy lata można w takiej wesołej grupie niejedno przeżyć, przychodzą płaczące za mamą 3latki a wychodzą rezolutne 6latki. Czy pamiętasz wszystkich swoich wychowanków?
Tak, to prawda, można się mocno zżyć przez te trzy lata z dziećmi właśnie przez wspólne przeżycia! Teraz, jak mnie o to pytasz, to mam wrażenie, że pamiętam każde dziecko i coś charakterystycznego z nim związanego. Do dzisiaj zresztą wspominam niektóre sytuacje przeżyte wspólnie z przedszkolakami, bo dały mi niezapomniane emocje, które właściwie tylko dzięki tej pracy mogłam przeżyć. Np, przy okazji odbywającego się w Polsce Euro w piłce nożnej zorganizowany był dla przedszkolaków turniej piłkarski. Po podliczeniu przez organizatorów punktacji po meczach grupowych usłyszałam, że nasza drużyna wyszła z grupy na I-szym miejscu. Akurat byliśmy „polską reprezentacją”, bo turniej był zorganizowany na wzór Euro i każde przedszkole było reprezentacją jakiegoś europejskiego kraju. Każdy kibic polskiej reprezentacji (o ile, niestety, jeszcze ktoś taki się uchował ) wie, jakie to byłoby uczucie usłyszeć to mityczne wyjście z grupy naszej drużyny i to na pierwszym miejscu! Serio, po tym wydarzeniu, czułam się jak Piechniczek, bo ranga wydarzenia, wiadomo, nie ima się do prawdziwej, zawodowej, wielkiej piłki nożnej, ale za to skala przeżywanych emocji – zupełnie dla mnie ta sama! Ostatecznie zajęliśmy II miejsce w całym turnieju i może jako kibicka polskiej reprezentacji nigdy nie doczekam się wielkich sukcesów, ale dzięki przedszkolakom poniekąd tego doświadczyłam.
Bardzo lubię sport i pewnie akurat dlatego wybrałam to wydarzenie, ale takich sytuacji, czasem bardzo drobnych jest mnóstwo. Dlatego to prawda, przez trzy lata w przedszkolu przeżyć związanych z dziećmi jest multum, jedne bardziej zapadają w pamięć, inne z czasem się zacierają, albo nagle przy jakiejś okazji, po czasie się przypomną, z czymś skojarzą, ale mam wrażenie, że każde dziecko na swój sposób pamiętam.
Ja cały czas pamiętam Twoją historię w przedszkolu z Panamą w tle hahaha! Nie chcę przekręcić szczegółów, może to opowiesz
Ach tak, to 🙂 To była faktycznie rozkładająca na łopatki sytuacja. W czasie przerwy śniadaniowej, opowiadałam koleżance, z którą pracuję – że znajomy wylatuje właśnie do Panamy na zlot młodzieży i że ma bardzo fajnie zwiedzając przy okazji tak egzotyczne miejsca. Kiedy później w ciągu dnia wyszłam gdzieś na przerwę z sali – to ta koleżanka szybko z dzieciakami przygotowali mi niespodziankę – transparent z napisem „Pani Izo witamy w Panamie” . Myślałam, że padnę jak to zobaczyłam. Naprawdę byłam w Panamie!!!
A co byś doradziła osobie, która dopiero zaczyna pracę wychowawcy przedszkolnego? Na co się przygotować?
Na co się przygotować? Gdybym miała to mówić sobie na początku tej pracy, z dzisiejszej perspektywy (chyba po 10 latach pracy w tym zawodzie) to powiedziałabym tak:
Przygotuj się, że wszelkie teorie, metody, techniki nauczania, nawet nie wiadomo, jak przemyślane i odlotowe scenariusze zajęć dydaktycznych, poukładane podług najnowszych podstaw naukowych, neurobiologii, psychologii, pedagogiki mogą nie wystarczyć hahaha! Nie ma takiej wiedzy czysto teoretycznej, której przydatności nie zweryfikuje w trzy sekundy ( no może w 5 sekund ) grupa 20 trzylatków przed Tobą na dywanie! Przygotuj się po prostu na ciężką pracę non stop, na ciągłe uczenie się, na to, że Twoje podejście i skuteczność zostanie zweryfikowana przez odbiór dzieci natychmiast. I albo się w tym odnajdziesz i zaczniesz sama być żywą metodą i techniką, wychowawcą i nauczycielem na bieżąco reagującym i wykorzystującym wiedzę tu i teraz w konkretnej grupie i dla konkretnych dzieci, bo sam Einstein wszechmogący Ci nie dostarczy skutecznych narzędzi teoretycznych.
Brzmi przerażająco hahaha!
Hahaha! Dlatego, uważam miałam szczęście, że dość szybko, na samym początku trafiłam na cały system edukacji (o którym już wspominałam), bo on zdaję się łączyć w sobie to wszystko co niemożliwe połączyć w jedno i dla mnie okazało się być szalenie przydatnym narzędziem.
Przygotuj się też na wycinanie, rysowanie, klejenie w hurtowych ilościach różnych papierowych zazwyczaj rzeczy, 100 papierowych aniołów, nie ma sprawy, 30 serduszek, 54 koła, do tego 18 większych, mniejszych, wszystko razy 20 i jest to najmniej! Przygotuj się zatem na siedzenie po nocy oraz na odciski od nożyczek.
Aha, i koniecznie przygotuj się, że usłyszysz, jak to masz dobrze, ponieważ masz tyle wakacji oraz, że siedzisz sobie, dzieci Ci śpią, bo leżakują. Zresztą, Mamy mają podobnie, niestety, jakoś tak się utarło, że skoro opiekujesz się dzieckiem, to w sumie nie jest to żadną praca, podczas gdy czyż może być coś cenniejszego, niż mądrze wychowywać, cała sztuka w tym….
Pięknie powiedziane 🙂 A co byś doradziła rodzicom, być może nieco przewrażliwionym – którzy pełni obaw posyłają pierwszy raz dziecko do przedszkola?
Co bym doradziła rodzicom? Żeby byli pewni swojej decyzji i zachowali spokój i konsekwencje. Czyli akurat to, o co im pewnie najtrudniej, ale robią to nie dla siebie, tylko dla dziecka. Zatem dobrze by było, gdyby zachowali się, jak rodzice, a nie, jakby to oni sami byli dziećmi do zaopiekowania. Minimalne zaufanie, że ich syn i córka sobie poradzą w całkowicie nowym i początkowo obcym otoczeniu, z nowymi zasadami, nowymi opiekunami, rówieśnikami. W końcu po to, przychodzi etap przedszkola, etap usamodzielniania się i znajdywania przez dziecko umiejętności funkcjonowania poza domem. Etap budowania z innymi dorosłymi swoich relacji, wiadomo, że innych niż tych w gronie najbliższej rodziny, ale chyba właśnie o to chodzi. O relacjach z rówieśnikami nie wspominając, jesteśmy istotami społecznymi, lubimy przebywać w grupie, a wiek przedszkolny, to wiek zabawy, to naturalna potrzeba przebywania i kontaktu z innymi dziećmi. Pójście dziecka do przedszkola to przełom, duża zmiana w życiu całej rodziny, nie tylko dla świeżo upieczonego przedszkolaka. Często jest to zderzenie z zupełnie innymi zasadami, rytuałami jakie panowały w domu, a jakie są w przedszkolu. Ale dzieci, szybko poczują się bezpieczne i odnajdą swoje ścieżki w nowym otoczeniu (choć wiadomo, to sprawa indywidualna, jedne potrzebują więcej czasu, a niekiedy okazuje się, że za wcześnie na taki przełom, też przecież tak bywa).
Dlatego rodzice jedyne co mogą chyba, to po prostu towarzyszyć w tej zmianie, sami właśnie pełni obaw, bo chyba to byłoby nienormalne gdyby zupełnie na luziku oddawali początkowo obcej zazwyczaj kobiecie (to jeden z bardziej sfeminizowanych zawodów) swoje dziecko. Ale doradzam zaufanie wychowawcom w przedszkolu i nie oczekiwanie, że zastąpią rodziców, tylko, że nawiążą swoją relację z dzieckiem. A o obawach i niepokojach otwarcie mówią, podobnie, jak o swoich oczekiwaniach.
Iza, dziękuję Ci za rozmowę. Znamy się tyle lat, ale dzięki rzeczom, z którymi się podzieliłaś, tak po ludzku – tak po prostu z perspektywy człowieka kochającego swoja pracę z dziećmi – sama zrozumiałam pewne rzeczy. Inaczej spojrzałam na niektóre sytuacje w przedszkolu i na ogrom pracy i odpowiedzialności jaki towarzyszy wychowawcy. Wielkie dzięki
Cierpliwość, opanowanie, zrównoważenie,podzielność uwagi, szeroki zakres wiedzy, empatia, do tego zdolności muzyczne i plastyczne… ile to niezliczonych cech musi posiadać osoba aby móc powiedzieć Dobry Nauczyciel, to człowiek orkiestra:-) Co najwazniejsze, cech ktorych nie można się nauczyć, a Iza je ma!
Taki nauczyciel to skarb, wzór dla dzieci. Uczy jak postępować z innymi ludzmi, jak rozwiązywać rożne konflikty w grupie, wszystkich tych rzeczy, ktore są niezbędne by dobrze funkcjonowaćw spoleczeństwie…
Iza-wspaniały nauczyciel, piękny wartościowy człowiek, a prywatnie prawdziwy przyjaciel.