4 bezcenne rzeczy, które zyskałam dzięki dzieciom

Pierwsze miesiące bycia mamą, lato 2011

Macierzyństwo to jest taka przygoda, która zawsze coś w człowieku zmienia. I choć w mojej głowie jestem cały czas tą samą osobą, z tym samym charakterem, wrażliwością czy temperamentem – jednak jest pare rzeczy, które zmieniły się u mnie wraz z urodzeniem pierwszego dziecka. I nie chcę tutaj pisać o takich rzeczach oczywistych typu – ile otrzymałam miłości od dzieci, jaką spełnioną osobą się czuję. To nie jest tym razem przedmiotem moich rozważań. Bardziej chciałabym się skupić na innych kwestiach, na sposobie życia, na nawykach które się pojawiły dzięki dzieciom. O macierzyństwie jeszcze z innej strony.

Spokój

Wraz z urodzeniem pierwszej córki poczułam wewnętrzny spokój. Piękne uczucie, jakby cały świat, który dotąd pędził – nagle przestał się spieszyć. Błogi spokój. 

Ale opanował mnie nie tylko spokój wewnętrzny – lecz także ten dosłowny. Zaczęłam spokojniejsze życie toczyć. Wiem, że wydawać by się mogło, że wręcz odwrotnie – dzieci to chaos, nawał zajęć i zero spokoju😂 Ale ja to odbieram inaczej.

Zanim urodziłam dzieci pracowałam od poniedziałku do piątku w dużej instytucji. Jako prawnik dodatkowo cały czas się dokształcałam i podejmowałam inne aktywności. Czyli niekiedy bywało tak, że pracowałam 7 dni w tygodniu. Lubiłam to i czułam dużą satysfakcję. Jednak czasowo byłam strasznie zabiegana. Wracałam do domu i byłam tak zmęczona, że prawie zasypiałam na kanapie. Teraz wydaje mi się to śmieszne, jak można być tak wykończonym mając tylko pracę

Jeszcze do 7 miesiąca ciąży byłam w tym zawodowym trybie na pełnych obrotach. Jednak narodziny pierwszej córki w jednej chwili przeniosły mnie do innego świata. Nie będę tutaj pisać o nieprzespanych nocach, o uczeniu się przez pierwsze tygodnie bycia mamą, ponieważ to każda z mam przechodzi, i nie ma w tym nic wyjątkowego, że i ja się z tym zmagałam. Chciałam napisać bardziej o tym jak zmienił się rytm mojego życiu.

Nagle oto na urlopie macierzyńskim nie musiałam nigdzie biec, żyć z budzikiem w ręku. Córkę urodziłam w lutym, czyli wiosną byłam już „doświadczoną” mamą i cieszyłam się każdym dniem, już bez takiego panicznego lęki jaki towarzyszy każdej młodej mamie przez pierwsze dni po wyjściu ze szpitala. Czyli potrafiłam całkowicie cieszyć się macierzyństwem.

Z dzieckiem jest pewien rodzaj powtarzalności, cykl codziennych tych samych czynności, które wpływały na mnie kojąco. Niektórzy nazywają to monotonią siedzenia z dzieckiem – a ja odkryłam wartość w tej regularności. Spokój dawało mi życie od karmienia do karmienia, bycie tu i teraz i nie zaprzątanie sobie głowy wielkimi sprawami świata, problemami egzystencjonalnymi. Prosty plan dnia: o tej godzinie spacer, drzemka, jedzenie. Radość z prostych spraw. Człowiek niekiedy za bardzo komplikuje sobie życie myśląc, że musi robić niezwykłe rzeczy, przeżywać ekstremalne przygody. Tymczasem prawdziwe życie potrafi być fascynujące nawet w tak banalnych czynnościach jak wybór czapki dla dziecka😂

To właśnie dzięki narodzinom dzieci nauczyłam się cieszyć zwykłym dniem, właśnie tym z pozoru nieszczególnym, monotonnym, bez spektakularnych wrażeń.

Ten czas wspominam jako niekończące się spacery z wózkiem po parku, siedzenie w kawiarniach kiedy córka miała drzemki. Nagle oto w zwykły powszedni dzień miałam czas na spacery po Warszawie, na obserwowanie przyrody miejskiej, na picie herbaty w kafejce. Zawsze marzyłam, żeby móc kiedyś w tygodniu rano siedzieć leniwie w kawiarni i patrzeć na przechodniów pędzących do pracy. Oczywiście to było trudne do realizacji, ponieważ zawsze to ja byłam tym pędzącym przechodniem hahaha! Aż tu nagle, na urlopie macierzyńskim mogłam o 10.00 rano właśnie się delektować takim czasem (oczywiście po wcześniejszym ululaniu w wózku córki). 

Paradoksalnie miałam na wszystko czas: na zakupy, na zrobienie obiadu i całe dnie z dzieckiem. Poznałam dzięki temu inną Warszawę, taką codzienną, z jej życiem, kolorami.

W weekendy to jest zupełnie inne miasto, ponieważ jest dużo turystów. Z jednej strony wszędzie tłumy – a z drugiej wszystkie instytucje zamknięte i człowiek nic nie może załatwić.;-) A ja pokochałam tą Warszawę w tygodniu, taką tętniącą życiem – a jednocześnie spokojną w parkach na spacerach. Pamiętam jak chodziłam do Ogrodu Saskiego i kiedy córka spała w wózku – to siadałam na jednej z ławek i czytałam książki. Tyle ile w czasie tych spacerów przeczytałam książek – to nigdy nie było możliwe kiedy pracowałam.

Ten kontrast pomiędzy życiem przed urodzeniem córki a po jej pojawieniu się na świecie był ogromny. Poczułam się wolnym człowiekiem. Niektóre mamy narzekają, że kiedyś mogły biec tu i tam, żyły w pełnym zawodowym rytmie a teraz tylko z dzieckiem. Im ta zmiana przeszkadza, chcą szybko wrócić do pracy – do tej intensywności. Ja to rozumiem, ponieważ każdy jest inny i każdy potrzebuje czegoś innego. Wiele osób też uważa, że zajmowanie się dzieckiem to jakieś niewolnictwo – ale ja to odbierałam zupełnie odwrotnie. Dopiero teraz byłam panią swojego czasu.

Oczywiście takie odczucie jest możliwe przy jednym dziecku, ponieważ już jak się ma dwoje albo troje dzieci, to nie ma szans na spokojne siedzenie w parku i czytanie książek😂Piszę to już z perspektywy mamy trójki dzieci, gdzie posiadanie jednego dziecka jawi mi się jako wczasy hahaha! Mam porównanie co to znaczy wybrać się do parku z całą gromadką…i nie mogę uwierzyć, jak kiedyś mogłam przeczytać biografię Steva Jobsa zerkając jednocześnie na kaczki w stawie.

Dostrzeganie świata

Zaczęłam też dostrzegać wszystko co mnie otacza. Zachwycić się budynkiem, który wcześniej codziennie mijałam i nawet nie wiedziałam, że jest tak piękny. To troche tak jak ktoś kto rzuci palenie i zaczyna nagle czuć zapachy, smaki. Ja tak jakby poznawałam świat na nowo na urlopie macierzyńskim. I co ciekawe, ta umiejętność już została ze mną, pomimo, że czasy spacerów spokojnych do parku ze śpiącym jednym dzieckiem w wózku minęły.

Wcześniej potrafiłam biec do pracy i nawet nie zauważyć jak piękne kwiaty ktoś posadził niedaleko metra. Teraz wolno, wolniutko opowiadając wszystko córce – siłą rzeczy sama zaczęłam dostrzegać ile ciekawych rzeczy jest na zwykłej ulicy.

Miałam przede wszystkim czas przeczytać jaki budynek mijam, jaka tablica pamiątkowa wisi w danym miejscu. Dzięki tym spacerom z córką poznałam niemalże na nowo historię Warszawy.

Przy trochę starszych dzieciach rodzic w ogóle zmuszony jest odpowiadać na milion pytań: dlaczego tutaj są pasy, a dlaczego światło na przejściu jest zielone, kto wybudował ulice, a dlaczego ten domek jest wysoki a tamten niski. Tysiąc niekończących się pytań, które siłą rzeczy powodują, że zwracasz uwagę na pewne szczegóły, których nigdy nie widziałeś.

Dzieci są ciekawe wszystkiego i patrząc ich oczami dostrzegamy, że faktycznie wszystko jest interesujące😉

Teraz zawsze zwracam uwagę na to co mijam na ulicy, nawet jak pędzę jak szalona – to mimo wszystko WIDZĘ co mnie otacza. I to właśnie zawdzięczam pojawieniu się dzieci w moim życiu.

Otwartość

Mamy z dziećmi wzbudzają przeważnie pozytywne uczucia, dlatego często spotykała mnie i cały czas spotyka ogromna serdeczność przechodniów. Spędzając spokojnie czas z córką nagle zaczęłam dostrzegać, że jakaś starsza pani się do mnie uśmiecha, że w ogóle ludzie uśmiechają się bezinteresownie, bo są po prostu mili. Nie wiem czy zawsze tacy byli, czy ja będąc skupiona na własnych myślach na ulicy nie dostrzegałam tego – albo po prostu nie miałam jeszcze dzieci, czyli tego rozczulającego przyciągacza 😉 Pamiętam jak niektórzy zaglądali do wózka, pytali ile maleństwo ma miesięcy, jak sobie radzę. Teraz to dla mnie normalne – ale wtedy ta fala pozytywnych reakcji z jaką spotyka się młoda mama była zaskoczeniem.  

Czasami widzę jak ludzie mijają moje z trzy córeczki i chcą coś powiedzieć, niektórzy nie mają śmiałości i wtedy uśmiechają się tylko serdecznie a inni po prostu podchodzą i mówią coś miłego o dzieciach, dzielą się swoimi doświadczeniami – to jest takie pozytywne. A co najważniejsze, takie przejawy sympatii udzielają się – i zarażają. Sama jak widzę jakąś mamę z maluszkiem to zaczepiam tego szkraba, albo po prostu się uśmiecham. Człowiek staje się bardziej otwarty. 

Osobnym tematem są starsze osoby. Czasami siedząc w parku na ławce i bujając wózek spotykałam starszą panią, która pytała mnie o dziecko a z tego wywiązywała się fascynująca rozmowa na różne tematy. Zdarzało się bowiem, że spotykałam starsze osoby mieszkające w Warszawie od urodzenia, czyli pamiętające czasy II wojny światowej. Dzięki spacerom z córką miałam okazję poznać niejedną historię osób, które brały udział w Powstaniu Warszawskim, albo pamiętają jak powstawało getto, w ogóle jak w czasie wojny toczyło się życie w Warszawie. To jest materiał na osobny artykuł, ponieważ niejednokrotnie te historię były naprawdę niesamowite – ale też nie wdając się w politykę, dla której nie ma miejsca na moim blogu – niekiedy opinie i relacje tych starszych osób o rzeczywistości tamtej Warszawy są zaskakujące i nie zawsze takie jakich spodziewałam się usłyszeć…

Przed urodzeniem córki nie miałam czasu w tygodniu przysiąść się na ławce do starszej osoby i wysłuchać jej historii, ale też chyba sama nie byłam na tyle otwarta, żeby pytać obce osoby o ich sprawy. Teraz widzę jaka to wartość móc posłuchać ludzi, którzy niejedno przeżyli. Starsze osoby są naprawdę zapomniane w społeczeństwie – ale teraz kiedy ich mijam to uśmiecham się, ponieważ wiem, że za tym niepozornym zgarbionym człowiekiem kryje się niekiedy fascynujące życie, ciekawa historia i wiedza. 

Zorganizowanie

Wraz z narodzinami córki musiałam też siłą rzeczy inaczej organizować domowe życie, ogarniać dom. Wcześniej sobota była takim dniem na porządkowanie całości – czyli rodząc dziecko nie miałam nawyku systematyczności codziennej. A bez tego można „zginąć” we własnym mieszkaniu, szczególnie jak się ma więcej niż jedno dziecko. Po pojawieniu się pierwszej córki i początkowym chaosie organizacyjnym, stopniowo zmieniłam nawyki.

Teraz przy trójce dzieci mam większy porządek w domu niż kiedy nie mieliśmy dzieci. I nie chodzi tutaj o tworzenie mitów jaką to jestem perfekcyjną panią domu. Przy trójce dzieci musiałam po prostu trzeźwo spojrzeć na sytuację  – jeśli nie pozbieram wszystkich gratów na bieżąco, to po tygodniu nie „odkopię” mieszkania. 

I nawet jeśli ktoś myśli, że jak urodzi dziecko to najwyżej zatrudni kogoś do pomocy – to nie rozumie sytuacji. Przy trójce dzieci nie chodzi o to, żeby ktoś przyszedł raz w tygodniu i zrobił porządki – tutaj chodzi o całodzienne zbieranie przedmiotów, zabawek, ubrań z ziemi. O tą bieżącą pracę, o ten co chwile rozlany sok, którego jak zaraz nie wytrzesz – to do soboty mieszkania nie odkleisz. Nawet jeśli ktoś miałby pomoc codziennie – to popołudniu dzieci potrafią zrobić taki Armagedon w domu, że trzeba to natychmiast ogarnąć, żeby móc na przykład w ogóle dopchać się do szafy w kuchni i kolację zrobić.

Właśnie przy pojawieniu się na świecie trzeciego dziecka  zobaczyłam, że musi być systematyczność w domu. Uczenie rodziny odkładania wszystkiego na swoje miejsce, nie rozrzucania ciuchów, zbieranie zabawek po sobie. Dzieci w swoim pokoju mają luz, mogą mieć bałagan, nie jestem taką terrorystką, żeby nie dać im tej swobody bycia u siebie. Ale jeśli przyjdą z zabawkami do kuchni coś mi pokazać, to wiedzą, że potem muszą to odnieść do swojego pokoju. To są drobiazgi, które trzeba wypracować, żeby mieć względny ład – a nie przyklejać się do ścian hahaha!

Cieszę się, że dzieci niejako nauczyły mnie takiej organizacji, bo jak człowiekowi to wejdzie w krew, to naprawdę nie jest problemem zapanowanie nad domem nawet przy trójce dzieci. 

 

Najbardziej cieszy mnie to, że pomimo, że czasy spokojnego urlopu macierzyńskiego ze śpiącym maluszkiem w wózku to już przeszłość 😉 to zostało we mnie to czego się wtedy nauczyłam. Nie da się już cofnąć tej świadomości, którą wtedy nabyłam – i to jest wspaniałe. U każdego co innego może wprowadzić taką zmianę, nie musi to być akurat macierzyństwo. Może to być na przykład poznanie nowych ludzi, dłuższy wyjazd, zmiana miejsca zamieszkania. Nieważne co się przyczyni do tego, że nastanie ta zmiana. Ważne, żeby zacząć dostrzegać świat – zamiast go tylko mijać.

 

 

You may also like...

5 komentarzy

  1. Iza pisze:

    o woow, tak, czytałam i czytałam i to szok, że dokładnie to samo odkryłam dzięki samotności, byciu samą, nigdy bym nie pomyślała, że to w ogóle możliwe odnaleźć cząstkę swoich doświadczeń w opisie doświadczeń, jakie przyniosło komuś macierzyństwo ! 😮 I dokładnie to chciałam nieomal warsaw mam napisać, o czym przeczytałam w ostatnim akapicie..że tej zmiany świadomości, tego patrzenia na świat już się chyba nie utraci i myślę, że nawet i możesz niby tak samo wrócić i pędzić w tej codzienności, ale już zawsze właśnie ją będziesz zauważać, rejestrować mimochodem, jakby posiadło się nową umiejętność , dzieje się to już automatycznie niejako

    • Warsaw Mum pisze:

      Tak, to niesamowite – ale właśnie o to chodzi. Musi zadziać się coś, co ruszy człowieka na inne tory myślenia – w moim przypadku było to pojawienie się dzieci. U kogoś innego natomiast może to być poczucie wolności po wyzwoleniu się z burzliwego związku albo zmianie pracy, w której panowała toksyczna atmosfera.

  2. Agnieszka pisze:

    Dzieci zmieniają w życiu człowieka wszystko. Dla mnie macierzyństwo to wielkie szczęście i radość. To również absolutne spełnienie 🙂 Myślę że nie jestem pod tym względem odkrywcza 😉
    Tak jak piszesz wspólne odkrywanie świata tak po prostu, oczami dziecka uczy nas wrażliwości na wszystko, co nas otacza. Jest to jedna z wielu rzeczy jakiej dorośli mogą nauczyć się przy dzieciach i od dzieci. Ciekawość, radość, szczerość – tym dzieci nas zarażają od siebie. I to jest właśnie dla mnie piękne. Bo jak się okazuje dzięki temu nasze życie staje się po prostu fajniejsze 🙂

    • Warsaw Mum pisze:

      Tak, od dzieci można się wiele nauczyć. Dorośli niekiedy nie doceniają dzieci, nie traktują ich jak równych sobie partnerów – a to są naprawdę niekiedy mądrzejsi nauczyciele niż niejeden dorosły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *