Dwa światy Kamoszki

Dzisiaj do rozmowy zaprosiłam wyjątkowego człowieka. Prywatnie – zakochany w swoich trzech dziewczynach: córkach Kornelii i Ofelii oraz narzeczonej Dorocie 🙂 Na co dzień natomiast pracuje z nieletnimi w Zakładzie Poprawczym, a także jako kurator sądowy w ich środowisku rodzinnym. Jakby tego było mało, znajduje jeszcze czas na pomoc osobom z niepełnosprawnością. Poznajcie Kamoszke!

Jego specyficzne miejsce pracy i spostrzeżenia tam poczynione – są świetnym materiałem edukacyjnym dla każdego rodzica. Wszyscy bowiem w teorii wiemy co zrobić, żeby być dobrym rodzicem, jakich błędów unikać – po czym żyjemy swoim życiem i czasami nawet nie zastanawiamy się co jest najważniejsze w rozwoju dziecka. Kamoszka, z uwagi na doświadczenia zawodowe – może jak na dłoni powiedzieć co poszło nie tak w rodzinach, których dzieci trafiły pod opiekę kuratora albo do Zakładu Poprawczego. 

Cieszę się również dlatego, że jest to pierwszy Tata, z którym przeprowadzam wywiad na blogu. Mam nadzieję, że w przyszłości również inni ojcowie znajdą tutaj miejsce 🙂 

 

Bardzo dziękuje, że zgodziłeś się na tą rozmowę i pomimo nawału zajęć znalazłeś czas na dłuższą pogawędkę

To ja serdecznie dziękuję za zaproszenie i zainteresowanie tematem, o którym wiele osób mówi, ale niewielu miało okazję zajrzeć za więzienne mury i przekonać się jak to wygląda naprawdę. Temat niezwykle ciekawy i mam nadzieję, że wspólnie wciągniemy czytelników do „mojego świata” 

Na początek podstawowe pytanie – czy lubisz swoją pracę? Wiem, że takie rozpoczęcie tematu wydaje się banalne – ale każda praca z dziećmi czy młodzieżą jest dosyć specyficzna, a tym bardziej z tzw. trudną młodzieżą – dlatego kluczowym jest w jakim stopniu się ją lubi.

Czy lubię swoją pracę? Bez wątpienia TAK! I to bardziej niż się spodziewałem wybierając kierunek studiów. Wciągnąłem się na dobre i to jest chyba przepis na skuteczne działanie w tym obszarze. Trzeba być autentycznym i nie próbować na siłę, ale po prostu zrozumieć sytuację w jakiej dane osoby się znalazły, która to sytuacja doprowadziła ich za kraty. 
Od zawsze ciągnęło mnie do ludzi z pogranicza, na szczęście z tej lepszej strony. Jest pewna niedostępności tych środowisk, pewna tajemnica, którą chcesz poznać i to napędza Cię do działania. A jak już uda Ci się poznać to wskakujesz na kolejny etap i główkujesz jak temu zaradzić, jak spróbować pomóc i dobrze wykorzystać dany nam wspólnie czas. Szkoda, że osób którym się chce pracować i których ta praca fascynuje jest tak mało… No ale nie ma co narzekać. Ciągle jest garstka, która po każdym przepracowanym dniu z satysfakcją kładzie się spać i czeka na to co przyniesie nowy dzień w nietypowym miejscu pracy.

Z tego co wiem, początkowo chciałeś pracować w Zakładzie Karnym dla dorosłych. Ta praca wydawała Ci się większym wyzwaniem niż praca z nieletnimi 

Tak było. Podczas studiów (resocjalizacja na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza) gdzieś tam wyłamywałem się z szeregu i chciałem wiedzieć więcej, wykorzystać okazję do odwiedzenia różnych placówek penitencjarnych, żeby wybrać to co mnie interesuje najbardziej. Wymyślałem różne wolontariaty i praktyki, żeby tylko pobyć „za murami” jak najdłużej i przekonywać się z każdą wizytą jak bardzo teoria różni się od praktyki. Podczas studiów wpadłem na pomysł, żeby w jednym z cięższych zakładów karnych zaktywizować osadzonych i zorganizowałem dyskusyjny klub filmowy. Była to pewnego rodzaju nowość, w którą początkowo osadzeni chętnie weszli (było to urozmaicenie codzienności i okazja do opuszczenia na dwie godziny celi, w której przebywali cała dobę), jednak w miarę upływu czasu moje wymagania rosły i tym sposobem wyklarowała nam się grupa „krytyków filmowych”. Były to niesamowite zajęcia! Nie macie pojęcia jak bardzo różni się system wartości i postrzegania świata ludzi skazanych za najcięższe przestępstwa od systemu wartości i norm ludzi pozostających w zgodzie z prawem i cieszących się wolnością. Chociaż wybrane przeze mnie filmy widziałem wcześniej kilkukrotnie, to tam, w celi zaadoptowanej na potrzeby naszego DKF-u zobaczyłem i usłyszałem na nowo rzeczy, których wcześniej nie zauważałem. I co najważniejsze – w tych ludziach, społecznie potępionych można było dostrzec światełko w tunelu prowadzące w dobrą stronę! Tylko albo aż przez – z pozoru wydawałoby się – błahe zajęcia filmowe… I jak tu nie lubić tej pracy?!

I wtedy właśnie powtarzałem, że nie chce pracować z młodzieżą, bo to nie wyzwanie. Miałem wrażenie, że jest tam „za lekko”. Jak się okazało, nie miałem dostatecznej wiedzy o sytuacji i pracy w poprawczaku…

No właśnie…

Przeskakując o kilka lat w mojej ścieżce kariery (wykonywałem zawody niezwiązane z wykształceniem) trafiłem do Zakładu Poprawczego, do którego jak zarzekałem się wcześniej, nigdy nie chciałem trafić. Nie wiedziałem, że tutaj również jest dużo do zrobienia. Co prawda nie było miejsca dla wychowawcy i zatrudniłem się jako strażnik, co nie przeszkodziło jak się okazuje wykonywać pracy resocjalizacyjnej z młodzieżą. Są tu chłopcy w wieku 15-21 roku życia, z całym wachlarzem dokonań czynów zabronionych. Więc jest pole do popisu. I teraz myślę, że to właśnie jest ostatni etap na skuteczną pracę resocjalizacyjną. Polskie prawo daje szanse opuszczenia zakładu z czystą kartą. I to od tych młodych ludzi zależy czy dobrze wykorzystają dany im czas chcąc po odbyciu kary cieszyć się wolnością, czy pobyt w poprawczaku potraktują jak obóz przygotowawczy przed pobytem w Zakładzie Karnym. Obie te drogi są niestety wykorzystywane…

Ale wiesz, ta praca wydaje mi się większym wyzwaniem, ponieważ ci chłopcy zaczynają dopiero życie. Mogą jeszcze pójść w różną stronę. Część z nich pewnie popełniła czyny zabronione z głupoty, pod wpływem kolegów. W przypadku niektórych odpowiedni proces resocjalizacji – może jeszcze wszystko zmienić – mogą odciąć się od wcześniejszych błędów z czystą kartą jak mówisz. To chyba większa satysfakcja pracy. Tylko jak dotrzeć do tych chłopaków, jak wzbudzić autorytet?

Jedynie autentycznością. Mam dwa metry wzrostu i moje ciało w przeważającej części pokryte jest tatuażami. I dla osadzonych zawsze pozostawałem zagadką kim tak naprawdę jestem. Bo wpisuję się w ich schemat wyglądu i stereotyp przestępcy a jednak stoję po drugiej stronie. Nie jestem oderwany od ich rzeczywistości a jednak mój system norm i wartości nie pozwala na postępowanie według ich zasad. „Chłopaki, ja doskonale wiem co znaczy rzucać kamieniami, uciekać przed policją, bić się na ulicy. Ja to wszystko wiem. Tylko trzeba się w porę ogarnąć, żeby nie robić tego wszystkiego mając 25 lat”. I to brzmi w moich ustach autentycznie i jest żywym dowodem, że z chuligana (co nie jest prawdą) można zostać dobrym, normalnym człowiekiem. W pracy z „trudną” młodzieżą trzeba wpaść na pomysł jak dotrzeć do najgłębszych zakamarków ich wnętrza i tam rozpocząć proces naprawczy. Tradycyjne metody zawodzą, zwłaszcza gdy do pracy przychodzisz jak do fabryki, bez poczucia misji. A to praca niezwykle odpowiedzialna, praca na żywym organizmie. I od twojego zaangażowania zależy powodzenie całego przedsięwzięcia. Fajnie mieć tego świadomość, żeby nie być kolejną osobą, która zrobiła coś źle w ich życiu.

Tak, trzeba po prostu kochać to co się robi

Tak, trzeba to kochać. W mojej pracy każdy dzień jest inny. Nie ma tutaj schematów, powtarzalnych zachowań i gotowych patentów na działanie. W domu planujesz co zrobisz a przekraczasz mur oddzielający dwa światy i natychmiast musisz zmienić plan działania, bo wydarzyło się coś czego twój pierwotny plan nie zakładał. A może wydarzyć się wszystko. Osoby za więziennym murem to specjaliści w swoim fachu. Doskonale wiedzą jak wyciągnąć portfel z kieszeni żebyś nie poczuł, jak wejść przez zamknięte okno do mieszkania, jak wynieść kilka butelek najdroższej whiskey ze sklepu. I należy ciągle o tym pamiętać, zwłaszcza wtedy gdy praca układa się coraz lepiej i złapaliście kontakt. 

Oprócz pracy w Zakładzie Poprawczym pracujesz także jako kurator sądowy

Tak – z tzw trudną młodzieżą pracuję także w ich środowisku rodzinnym i lokalnym jako kurator sądowy. I jest to młodzież, która nie trafiła jeszcze do placówek wychowawczych i do moich zadań należy zrobić wszystko, żeby jak najdłużej na wolności pozostawali. I jest to praca całkowicie inna niż praca w placówce zamkniętej. Nierzadko otrzymując nadzór kuratorski muszę najpierw się postarać aby odnaleźć nieletnią osobę, która od dłuższego czasu pozostaje na tzw. gigancie i nikt z bliskich nie potrafi powiedzieć gdzie można ją spotkać. Z pomocą przychodzą tutaj media społecznościowe. Zdarza się, że w trakcie pracy wychodzą nowe sprawy, o których nikt nie miał pojęcia a wymagają natychmiastowego działania prokuratury. I tu jest ogromna satysfakcja z odkrycia problemu, który dominował przez lata – negatywne zachowania młodej osoby a źródłem kłopotów byli… np. rodzice. I znów podstawą udanej pracy jest zaufanie obu stron i stworzenie przestrzeni do rozmów na polu na którym od lat toczyła się wojna.

To bardzo odpowiedzialna praca, trzeba być dobrym obserwatorem, w porę zauważyć co się dzieje w rodzinie, a jednocześnie niezwykle delikatnym, żeby nie stracić zbudowanego zaufania. Tak samo w Zakładzie Poprawczym

Wiesz, choć to bardzo wymagająca praca w trudnych, specyficznych warunkach to nie jest ona dla mnie męcząca. Zdarzają się też śmieszne sytuacje, które rozładowują napięcia. Wchodząc do zakładu trzeba zdeponować telefon i odebrać go można dopiero przy wyjściu. I nierzadko były tam nieodebrane połączenia od mojej mamy, do której od razu oddzwaniałem. I nie ma w tym nic dziwnego, gdyby nie okoliczności w jakich taka rozmowa się odbywała. Stojąc na zatłoczonym przystanku tramwajowym pełnym ludzi oddzwaniałem mówiąc: „Cześć mamo! Dzwoniłaś a ja dopiero z więzienia wyszedłem więc teraz oddzwaniam…”. I nagle na przystanku wokół mnie robi się luźniej „O nie, znowu to powiedziałem…”- myślę z uśmiechem na twarzy 

No nieźle hahaha! A skoro piszesz o środowisku rodzinnym – to dom ma kluczowe znaczenie w rozwoju człowieka, oczywiście wpływ kolegów i w ogóle otoczenie też robi swoje. Ale czy obserwując w pracy środowisko rodzinne tych nieletnich chłopców – możesz wymienić jakieś cechy wspólne, czego tym rodzinom zabrakło albo czego było za dużo, że dzieci obrały taki a nie inny rodzaj zachowań?

Pierwszym słowem jakie nasuwa się w odpowiedzi na to pytanie jest „autorytet”. Tym młodym chłopcom, a właściwie jeszcze w czasie jak byli dziećmi, zabrakło dobrego męskiego wzorca z którym mogliby się zidentyfikować. Negatywnych wzorców, które łatwo się naśladuje i odbijają się głośnym echem mieli w swoim życiu całe mnóstwo. Ci chłopacy często pochodzą z rodzin kryminalnych, gdzie tradycja odsiadki w więzieniu jest tak głęboko zakorzeniona, że nie mogą po prostu pójść inną ścieżką kariery. To takie drzewo genealogiczne, w którym przegniły korzenie i trudno jest mu wydać dobre owoce. Ale warto próbować.
Cechą wspólną dla rodzin w których żyją moi podopieczni jest także brak czasu ze strony rodziców.

A jednak

To jest niestety cecha wszechobecna i bardzo łatwo zauważalna, dlatego dziwi mnie fakt, że sami zainteresowani tego nie zauważają. Ludzie żyją bez refleksji, że czasu nie da się zatrzymać ani cofnąć i ważne rzeczy odkładają na później. A młodość nie znosi próżni więc natychmiast luka czasowa, którą powinni wypełnić rodzice wypełniają przypadkowe sytuacje, które później się ciągną. Obecnie rodzice tłumaczą brak zainteresowania dziećmi tym, że są „zagonieni”. Ale jak można nie mieć czasu dla własnych dzieci?! Przecież żyje nam się teraz chyba łatwiej prawda? Mniej czasu zajmują dojazdy do pracy, nie musimy stać w kolejce na poczcie żeby wysłać korespondencję czy popłacić rachunki – robimy to z domu za pośrednictwem internetu; nie trzeba stać w kolejce w sklepie za produktami na obiad, tylko możemy nawet zamówić zakupy z dostawą do domu! Gdzie jest czas który kiedyś rodzice mieli dla dzieci a teraz powinni mieć go jeszcze więcej?! Gdzieś to wszystko niezauważenie pouciekało i samo nie wróci. Brak autorytetu i brak zainteresowania ze strony Rodziców…to wybuchowa mieszanka.

A czego było za dużo?

Myślę, że za dużo swobody, takiej niekontrolowanej. Fajnie, jeśli wychowanie odbywa się na takim kontrolowanym luzie. Sam tak byłem wychowywany przez moich Rodziców i staram się w wychowaniu swoich córek stosować podobne zasady. Dobrze wyrabiać od najmłodszych lat konieczność i umiejętność podejmowania decyzji i liczenia się ze zdaniem dziecka. Żeby dziecko miało poczucie odpowiedzialności za własne działania. A reagować wtedy, kiedy…kiedy po prostu czujesz, że może pójść w złą stronę. A w przypadku młodych ludzi z którymi pracuje w Zakładzie Poprawczym czy jako kurator sądowy tej reakcji ze strony rodziców zabrakło. Bo nie mieli czasu dla własnych dzieci, bo nie zauważyli, bo były ważniejsze sprawy…
Czytając Twojego bloga aż serce się raduje jak wiele czasu poświęcasz swoim córkom! Mam nadzieję, że teksty, które zamieszczasz trafią kiedyś do kanonu lektur obowiązkowych, dla dzieci i rodziców jako poradnik. Moje córki, Kornelia i Ofelia mają odpowiednio 7 i 5 lat i wiem jak wiele można z Nimi zrobić i jak wielką frajdę mają kiedy nie muszą oglądać telewizji tylko w całkiem zwariowany sposób spędzą czas z rodzicami

Dziękuję Ci za miłe słowa 🙂 Ale czy pracując na co dzień z chłopakami, którzy popełnili różne przestępstwa, w tym te najcięższe – nie masz takiego skrzywienia zawodowego, że w każdym człowieku doszukujesz się potencjalnego przestępcy i uważasz, że w odpowiednich okolicznościach każdy jest zdolny do wszystkiego? Czy wręcz przeciwnie – wierzysz, że człowiek z natury rodzi się dobry i można gdzieś w każdym to dobro wykrzesać?

Okazja czyni złodzieja? Oczywiście! To olbrzymie uogólnienie i nie każdy ma ku temu predyspozycje. Ale są sytuacje, kiedy w człowieku budzą się instynkty, o których nie miał pojęcia. Musimy wiedzieć, że czym innym jest zbrodnia w afekcie a czym innym zaplanowane morderstwo. I w pracy resocjalizacyjnej należy to rozgraniczyć. Inaczej pracuje się z człowiekiem który zabił z wyrachowania i z zimną krwią planując wszystko od początku do końca (może nie do końca, bo pozbawienia wolności nie planował) a inaczej z człowiekiem, który nie mógł zareagować inaczej. Przychodzi mi tutaj do głowy jedna kobieta, która zaplanowała zabicie swojego męża bo innego wyjścia już nie miała. Była bita, gwałcona i poniżana przez lata i jednego dnia na szali położyła życie swoje a na drugiej życie swojego znienawidzonego męża. I wybrała swoje. W niewoli ale życie. I taką sytuację również należy inaczej rozpatrywać. Statystyki pokazują, że często patologiczne środowisko domowe determinuje takie zachowania i o wiele łatwiej jest wejść na drogę przestępczą jeśli ma się z nią do czynienia od maleńkości. Jest to pewnego rodzaju normą w danej grupie. Ale w tzw. dobrych domach też takie rzeczy się zdarzają i zawsze jest ten pierwszy, który rzuci cień na resztę rodziny.

Na pewno, przecież ile to słyszymy w telewizji „To była taka porządna rodzina…”

No właśnie. Czy mam skrzywienie zawodowe i w każdym dopatruje się przestępcy? Nie! Nie można dać się zwariować! Dobrze jest wiedzieć do czego zdolni są ludzie i jakie okoliczności sprzyjają negatywnym zachowaniom i…po prostu unikać takich sytuacji. Należy wiedzieć o zagrożeniach i moje najbliższe grono znajomych i rodzina dowiadują się czasem ode mnie przy okazji różnych opowieści co dzieje się w mojej pracy. W mediach nie mówi się o pewnych przestępstwach aby uniknąć psychozy i lęku przed wychodzeniem z domu. Ale takie rzeczy się dzieją i mam z tym kontakt prawie codziennie. W mojej pracy nie można się bać osoby z którą rozmawiasz i pracujesz. Lepiej postarać się poznać sytuację, zrozumieć co spowodowało że do tego doszło i wpaść szybko na pomysł jak wykorzystać dany nam czas na pracę, aby po opuszczeniu placówki nie doszło do powtórki i recydywy.

Przychodzą mi do głowy w tym momencie słowa Janusza Korczaka: „Dziecko chce być dobre, jeśli nie umie – naucz, jeśli nie wie – wytłumacz, jeśli nie może – pomóż”

Piękne. Wierzę w to, że człowiek z natury rodzi się dobry i jeśli ma zapewnione odpowiednie warunki do rozwoju, to w jego życiu nie powinno wydarzyć się nic złego. Jeśli masz wsparcie bliskich Ci osób, jesteś kochany i zrozumiany, masz w życiu autorytet, który wyrobi w tobie system norm i poczucie tego co jest dobre a co złe i w rozsądny sposób poprowadzi Cię przez początkowy etap życia, by przez jego resztę Ci w nim towarzyszyć – to co może złego się wydarzyć? Analizując historię osób z którymi pracuję okazuje się, że zawsze na jakimś etapie jednego z tych czynników zabrakło. Dlatego w sytuacji odbywania kary pozbawienia wolności ważne jest to, żeby dla osadzonych być autorytetem, nierzadko pierwszym w ich życiu i podpowiedzieć co warto zmienić, tu i teraz aby wyjść na prostą. Jak wrócić do momentu, kiedy dobra natura człowieka została zachwiana i ten moment właśnie naprawić i spróbować zacząć żyć od nowa. Jak stworzyć mu warunki, najlepsze z możliwych do osiągnięcia w tak ciężkim i niesprzyjającym miejscu jakim jest więzienie aby resocjalizacja była możliwa. Bo moim zdaniem resocjalizacja to wewnętrzna przemiana człowieka, która jest możliwa tylko i wyłącznie przy jego ogromnym zaangażowaniu i chęci zmiany. Nikt za niego tego nie zrobi. Sąd skazując go na karę pozbawienia wolności daje możliwość przemiany odizolowując go od patologicznego środowiska w którym doszło do przestępstwa. Izolacja. A resocjalizacja, przemiana musi zajść w nim samym, przy wsparciu osób, które mają na to pomysł.

Część chłopaków po opuszczeniu Zakładu Poprawczego nie zmienia się i dalej brnie w kryminalną ścieżkę. Ale są też przykłady pozytywne, gdzie resocjalizacja przyniosła skutek. Co zatem decyduje o tym, że niektórzy nie wracają za kraty, tylko zaczynają normalne życie?

Tu odpowiedź jest prosta – skuteczny proces resocjalizacji, w którą tak niewiele osób wierzy! Resocjalizacji, która jest pasją a nie obowiązkiem wynikającym z pracy. Jeśli ktoś po opuszczeniu Zakładu nie wraca na drogę przestępczą, która nota bene jest przyjemna i daje niezłego kopa do życia, tylko wybiera dużo trudniejsze życie zgodne z normami prawnymi, społecznymi i kulturowymi – to w niebie przy Twoim nazwisku zapala się lampka i możesz się cieszyć z dobrze wykonanej pracy. I to jest to co napędza do codziennego przychodzenia w to miejsce! Wiara, że każdego dnia możesz zdziałać cuda i zmienić choć w małym stopniu człowieka skazanego na potępienie i tym samym dać mu szansę na społeczne odpokutowanie win i normalną egzystencję w świecie. Często takie osoby zostają w pewnym stopniu z tobą do końca życia. Wdzięczność za dobre wykorzystanie czasu, normalne traktowanie bez codziennego przypominania o popełnionych czynach i okazana pomoc sprawia, że to „znajomości” na bardzo długo. Miło jest dostać kartkę na święta od człowieka, który wcześniej rozdawał jedynie nokautujące ciosy.

Na pewno jest wtedy ogromna satysfakcja

Nieopisana! Ale bywa i tak, że jak wspomniałem Zakład Poprawczy to często kolejna placówka w ich życiu. Jeśli przemiana nie zajdzie na tym etapie to wskakuje się na głębszą, bardziej mętną wodę zwaną Zakładem Karnym, w której przyjemnie się nie pływa. Ale jeśli wykorzystasz dobrze ten moment i trafisz na odpowiednie osoby którym zaufasz, to będziesz mógł sobie wybierać do woli zbiorniki wodne, nad którymi będziesz spędzał wakacje z kim tylko chcesz. Często proponujemy wychowankom rozpoczęcie życia w nowym miejscu, bo u siebie w mieście z powodu popełnionych czynów są już „spaleni”. Przed opuszczeniem Zakładu mają możliwość podjęcia pracy na zewnątrz, którą mogą kontynuować po wyjściu, mają czas i pieniądze na to aby znaleźć mieszkanie… Zakład daje ogrom możliwości, wystarczy tylko wyjść z roli niegrzecznego chłopca i chcieć je wykorzystać.

fot. Wojciech Kufliński

Żyjesz jakby w dwóch światach. W pracy stykasz się niekiedy z bardzo trudnymi przypadkami, a po godzinach spędzasz czas ze swoim córeczkami, czyli – w idealnym świecie dzieci. Czy potrafisz to oddzielić? Czy potrafisz się wyłączyć i być tylko Tatą?

Ale w pracy też trochę jestem Tatą. Myślę, że dużo łatwiej jest mi być Tatą w domu dzięki temu, że wykonuję taką pracę i odwrotnie – dobrze wykonywać swoją pracę dzięki temu, że prywatnie jestem szczęśliwym Tatą. Na to zwróciły mi kiedyś uwagę moje córki, kiedy w Święta nie mogłem być z rodziną przy stole ponieważ miałem służbę w Zakładzie. I musiałem im i sobie to jakoś wytłumaczyć. I wtedy Kornelia zapytała mnie czy Ci chłopcy są w Zakładzie dlatego, że byli niedobrzy dla swoich rodziców. Powiedziałem, że niektórzy tak. Zapytała, czy w takim razie jak są tam sami to ja zastępuję im ich prawdziwego tatę. Powiedziałem, że chciałbym aby tak było. Po tym Kornelia zapytała, czy w Święta mogą się zatem do mnie przytulić kiedy im smutno. Na to już nie dałem rady odpowiedzieć…

Dzieci są mądrzejsze niż nam się wydaje

Zgadza się. Mam bardzo mądre dzieci i dzięki temu możemy w ich wychowaniu pozwolić sobie na więcej. Dużo rozmawiamy o emocjach, nazywamy rzeczy po imieniu i staramy się żeby były dobre i sprawiedliwe. Tak sobie w czwórkę ustaliliśmy. Dla Kornelii i Ofelii moja praca to ciekawostka i często mówią o tym w przedszkolu, przez co jestem chyba najbardziej rozpoznawalnym rodzicem wśród dzieci 🙂 Mam na koncie już kilka spotkań w charakterze „ciekawego rodzica”.

O rany, to nie ja pierwsza wpadłam na pomysł wywiadu z Tobą – wyprzedziły mnie przedszkolaki?????????

Najwyraźniej hahaha! Czas po pracy, spędzany z Dziećmi to świętość. I dla mnie i dla Nich. Staram się być Tatą najlepszym dla Dziewczynek, ale też najlepszym dla samego siebie, zgodnym z moją wizją „tatostwa”. Bardzo często wyłamujemy się z ram i robimy rzeczy niestworzone. Jeśli można coś sobie wyobrazić, to może to być naprawdę.

Niemożliwe nie istnieje

I realizujemy te słowa. Ogromnie pomocna jest nam w tym wszystkim moja Narzeczona – Dorota, która też po swojemu nakręca tę spiralę i potrafi spiąć ten cały chaos w całość, dzięki czemu nie dzieje się nam krzywda podczas karkołomnych zabaw.  Często osoby patrzące z boku na nasze zabawy łapią się za głowę i nie wierzą w to co widzą, ale dla mnie wyznacznikiem udanej zabawy jest szczęście Dzieci i Ich uśmiech. Bo o to chodzi w byciu Tatą, żeby zwłaszcza dla Córeczek być ich pierwszą i największa Miłością. „Kończymy zabawę za 10 minut! Dobrze Tatusiu, ale nie licz” 🙂 Myślę, że dzięki temu, że robię to co naprawdę lubię i moja praca mnie nie męczy – nie muszę jej przynosić do domu w negatywnym znaczeniu. Nie muszę jakoś specjalnie odreagowywać po pracy. Z Dorotą pracujemy w bardzo podobnej branży i często z uśmiechem opowiadamy sobie o przepracowanym dniu. To też powoduje, że ta praca po prostu nie ciąży i nie trzeba tego oddzielać. Poza tym to duża część mojego życia, a czy życie da się podzielić?

Nie myślałeś nigdy o prowadzeniu wykładów dla studentów resocjalizacji? Czasami ludzie wybierają kierunek studiów z przypadku. Tylko potem takie przypadkowe osoby pracują bez powołania w Zakładzie Poprawczym. A Ty masz wiedzę zarówno merytoryczną jak i praktyczną, no i wielkie serducho do tej pracy. Mógłbyś studentów wiele nauczyć

Na ostatnim roku studiów pojawiła się taka myśl, żeby zostać na uczelni i prowadzić zajęcia z resocjalizacji. Tylko pojawił się pewien problem… Tematem mojej pracy magisterskiej był „Kryzys resocjalizacji” i w dużej mierze opierało się to na krytyce naukowych twierdzeń. Teorie mojego profesora-promotora skrytykowane zostały kilka razy 😉 To była bardzo ciekawa obrona pracy. „Nie może Pan tak mówić nie mając tytułu naukowego!” a za godzinę „Panie Kamilu, gratulujemy tytułu magistra, ma Pan dużo racji”. Pojawił się pomysł, żeby na UAM powstał kierunek traktujący o kryzysie resocjalizacji i pomyśle na poprawę aktualnego stanu rzeczy, ale…chciałem być także praktykiem, żeby znać temat z każdej, prawdziwej strony. I tak trafiłem w więzienny wir, dzięki któremu mogłem poznać sekrety pracy resocjalizacyjnej z wielu płaszczyzn. I nie żałuję, bo zdobyłem wiedzę absolutnie nie książkową. 

Teraz jak zadałaś to pytanie o pracy na uczelni, to znów nabrałem na to ochoty. Tylko czy mury uczelni wytrzymają tak nietypowe podejście do tematu i czasem niewygodne, ale prawdziwe ujęcie problemu jakim jest kryzys resocjalizacji? Pierwszym krokiem niech będzie mój wykład na łamach Warsaw Mum

Ok 🙂 spostrzeżenia jakimi podzieliłeś się w tym wywiadzie – naprawdę mogą być ciekawą lekcją dla każdego studenta resocjalizacji. Dla Ciebie jednak resocjalizacja to nie jedyny obszar działalności.  Pomagasz też osobom z niepełnosprawnością jako trener aktywności. Kiedy znajdujesz jeszcze na to czas?

Mam dwa kalendarze 🙂 A tak serio, to wszystko zapisuję w kalendarzu i upycham do granic, aby nie było żadnych luk czasowych. Im więcej zaplanujesz tym więcej masz czasu. Oczywiście daję sobie rezerwy na czas z dziećmi, bo tu wszystko może się wydarzyć i może się okazać, że będziemy mieli do wykonania jakąś super ważną misję ratowania świata. Ale cała reszta jest zapisana i przestrzegana.
Myślę, że gdybym miał inny zakres czynności zawodowych, który nie dawałby takiej przyjemności to pewnie bym odpuścił. Ale mam pracę, które dają mi ogrom frajdy i satysfakcji i odpuszczając teraz którąkolwiek z nich byłbym nieszczęśliwy siedząc i myśląc co tam się u nich dzieje. I tak myślami byłbym w pracy, więc dlaczego nie być tam także ciałem. 

Widać, że to Twoje życie po prostu – i cały czas poszerzasz zakres swoich zainteresowań

Tak, praca z osobami z niepełnosprawnością to dla mnie nowe środowisko, do którego namówiła mnie właśnie Dorota. Kiedy słuchałem z jaką pasją opowiada o swojej pracy i jak ekscytuje się każdym dniem – postanowiłem także spróbować. I był to strzał w dziesiątkę! Dobrze się tam czuję, moi podopieczni również chwalą moje metody pracy z nimi. Udało mi się wprowadzić w ich życie nową jakość i dać im poczucie, że niepełnoprawność nie ogranicza ich w żaden sposób ale daje nowe możliwości i otwiera przed nimi nowe horyzonty. W tej pracy również ważne jest zbudowanie więzi i wzajemnego zaufania, aby niemożliwe przez lata z dnia na dzień nabierało realności i stało się rzeczywistością. Tutaj jeszcze bardziej widać efekty pracy, takie namacalne. Kiedy osoba leżąca od lat w swoim łóżku, nie wychodząca poza pokój, który był jej twierdzą, komunikuje Ci po jakimś okresie współpracy, że ma potrzebę pójścia na spacer na Stary Rynek – musisz się naprawdę powstrzymać żeby nie wyskoczyć z radości pod sufit. Na takie momenty w życiu po prostu musi być czas!

Aktywizując tych ludzi, robisz kawał dobrej roboty – przywracasz im chęć do życia

Taki jest mój cel 🙂 Owszem, chciałbym czytać więcej książek, obejrzeć dobre filmy, po których rozmawia się do rana, wyjeżdżać w każdy weekend aby obcować z naturą ale…mam nadzieję dożyć szczęśliwej starości i te punkty wtedy realizować, a teraz pomóc ludziom, dla których ktoś nie miał czasu albo pomysłu.
Warto zadać sobie pytanie – jak ja chciałbym być traktowany będąc w ich sytuacji i odpowiedzieć na to czynami.
Jest w tym wszystkim jakieś poczucie spełnionej misji. Po coś zjawiamy się na świecie właśnie w tym miejscu i momencie i stawiani jesteśmy w określonych sytuacjach. Nie można się temu sprzeciwiać…

Tak, Twoja praca ma głęboki sens. Wystarczy, że uda Ci się pomóc choć jednej osobie – to już nabiera sensu to, że się urodziłeś. A kino… to ja też już prawie nie pamiętam co to jest hahaha! Powiedz, jakbyś miał wymienić jedną rzecz, która daje Ci absolutne szczęście, jakaś scenka którą masz przed oczami, co to jest?

Kąpiele Kornelki i Ofelki! To pierwsze co przychodzi mi na myśl i to wspomnienie, które daje absolutne szczęście. Od momentu narodzin i wyjścia ze szpitala oświadczyłem, że ja będę kąpał codziennie zarówno Kornelię i później Ofelię i nikt niech mi nie proponuje nawet pomocy w tej kwestii. To był nasz święty czas. Tylko ja i one. Obie momentalnie uspokajały się na mojej ręce w wanience i dawaliśmy sobie naprawdę dużo czasu na kąpiel… Wytworzyła się między nami nieopisana więź, której nie potrafię nazwać. To coś ponad miłością. Pamiętam jak powiedziałem, że Kornelia musi mieć do mnie 100% zaufanie skoro leży sobie spokojnie na moim przedramieniu w głębokiej dla Niej wodzie i nie musi się niczego bać, tylko może się zrelaksować i odpocząć po ciężkim dniu w nowym świecie. To był nasz rytuał. Nieraz płakałem kiedy Je kąpałem. Było to łzy szczęścia i troski o Ich dobro. O to czy spełnię Ich oczekiwania względem mojej osoby jako ojca, czy będę potrafił uchronić je przed złem tego świata, czy zawsze będę przy Nich kiedy będą tego najbardziej potrzebowały… Dziękuję, że o to zapytałaś. Obudziłaś znów we mnie spokój tamtych chwil. I przypomniałaś jak wiele od tamtego czasu się wydarzyło w naszym życiu. Co ciekawe, Dziewczynki co jakiś czas pytają i proszą aby im opowiedzieć jak je kąpałem… Chyba lubią sobie przypominać momenty tamtej bliskości…

Pięknie to powiedziałeś, o tym wzruszeniu kiedy patrzy się na swoje dzieci. A inna rzecz, że ojcowie są często niedoceniani. Jak widać, jest tyle tematów, które można by poruszyć – a w jednym wywiadzie nie sposób zawrzeć wszystkiego. Dlatego mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pojawisz się na moim blogu. A tymczasem bardzo dziękuję Ci za rozmowę 🙂

To ja dziękuję 🙂

P.s. Aha, jeszcze jedno, tak trochę z innej beczki  – jak to jest kąpać się zimą w przeręblu??? 🙂

Haha! Fajnie, że o to zapytałaś! Rzeczywiście, kąpiel w przeręblu to rzecz, której spróbowałem kilka lat temu i…z utęsknieniem czekam aż znów woda będzie miała normalną temperaturę do kąpieli (1 stopień Celsjusza to wprost wymarzone warunki). Morsowanie to czynność, którą polecam absolutnie wszystkim. Zastrzyk zdrowia, endorfin i adrenaliny. Sam morsuję kiedy tylko mam okazję, nawet wracając z pracy mijam zbiorniki wodne skute lodem i zawsze mnie podkusi żeby wyjąć siekierę z bagażnika i wyrąbać przerębel, żeby wskoczyć na pół godzinki.

Żartujesz

Kilka lat temu wystarczało mi wejście na kilka minut raz w tygodniu. Ubiegłej zimy biłem rekordy i kąpałem się kilka razy w tygodniu siedząc w przeręblu nawet do godziny czasu. Pewnego dnia Dorota z naszymi córkami była na plaży a ja siedziałem w przeręblu. Warunki piękne – na dworze słońce, temperatura ok 10 stopni a woda równo 1 stopień. Kiedy siedzę sam w przeręblu zabieram sobie muzykę dla odprężenia (Sigur Ros) i jest to najwyższa forma relaksu dla mnie. I nagle słyszę wołanie Doroty z brzegu „Kamoszko, kontrolujesz czas? Bo jesteś tam już 40 minut!”. Straciłem wtedy poczucie czasu i przekonałem się, że długie siedzenie zimą w wodzie jest jeszcze lepsze od wchodzenia na chwilę. Każdego roku dokładamy zimowych atrakcji. Dwa lata temu razem z kilkoma wrzesińskimi morsami z klubu KLIMA Morsy Września wystartowaliśmy w zawodach w zimowym pływaniu na otwartym jeziorze. Niesamowite wyzwanie dla organizmu! W ubiegłym roku namówiliśmy kolejne osoby do pływania zimowego a sami spróbowaliśmy nurkowania pod lodem. I to było jeszcze bardziej ekstremalne! Są już plany na ten rok ale nie będę zdradzał bo bliskie mi osoby mogłyby zakazać mi zimowych kąpieli. Serdecznie zachęcam do zmiany miejsca z osoby stojącej na brzegu w ciepłej kurtce, czapce i rękawicach, przestępującej z zimna z nogi na nogę na miejsce osoby w stroju kąpielowym z szerokim uśmiechem siedzącej w przeręblu, nie czującej po dwóch minutach już niczego poza ogromnym szczęściem i zadowoleniem z kolejnego podjętego wyzwania.

Dobra, teraz naprawdę kończymy 🙂

You may also like...

5 komentarzy

  1. Pati pisze:

    Wzruszyła mnie ta rozmowa i muszę przyznać, że nieraz otarlam łezkę, może dlatego, że sama nie doświadczyłam takiego taty. Pasjonująca historia, niesamowity człowiek, świetnie napisane i opowiedziane! No nic przeczytam sobie jeszcze raz -takie to ładne i trochę z dreszczykiem

  2. Mira pisze:

    Ja znałam dotąd Kamoszkę jedynie z tego wczesnośredniowiecznego uniwersum. Dzisiaj pierwszy raz poznałam jego drugi świat…i jestem pod wielkim wrażeniem!

  3. Milena pisze:

    Duży człowiek i jego wielkie serce! Pozdrawiam Kamoszko i gratuluję! Wszystkiego 🙂

  4. Honorata pisze:

    Niby banalna historia mężczyzny, który pracuje, jest ojcem, partnerem a zarazem jakże niezwykłą osobą, która w fascynujący sposób opowiada o swojej pracy, o potrzebie pomagania innym, o więzach rodzinnych, o swoich pasjach, wyzwaniach i marzeniach. Poczucie spełnienia zawodowego, rodzinnego przeplata się z wymagającą i wyczerpującą pracą resocjalizacyjną, z każdą oddzielną historią każdej z osób, którym pomaga, daje nadzieję na lepsze jutro. Śmiało można powiedzieć, że Kamoszka to doktor Judym czasów współczesnych, chapeu bas za filantropijne działania!!!

  5. Dalia pisze:

    …niesamowity człowiek, niesamowite historie, ogromny szacunek!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *