Dlaczego wymagamy od dzieci rzeczy, których sami nie lubimy?
No właśnie dlaczego? Ostatnio zastanawiałam się nad tym, ile jest rzeczy, których sami nie lubimy robić albo z którymi nie potrafimy sobie poradzić – a wymagamy tego od dzieci. Niektóre wymagania są wręcz śmieszne – zważywszy, że nie radzi sobie z nimi co drugi dorosły. Poniżej przykłady, które pierwsze z brzegu przychodzą mi do głowy – a które ewidentnie pokazują, że każdy rodzic powinien przeanalizować czy ma prawo wymagać od dzieci czegoś z czym sam nie potrafi się uporać. Może wtedy inaczej na to spojrzy.
1. Jedzenie
Czy lubisz być zmuszany do jedzenia czegoś czego nie znosisz? Pewnie nie. To dlaczego zmuszasz do tego swoje dziecko?
Rozumiem jeśli jest to kwestia zdrowia, dzieci są na etapie rozwoju i nie można im odpuścić pewnych rzeczy. Narzucamy im jedzenie m.in. warzyw i owoców nawet jeśli nie bardzo mają na to ochotę. Robimy to dla ich dobra. Ale nawet z tym trzeba być delikatnym. Nasza średnia córka w ogóle nie lubi owoców i warzyw. Daję jej soki i musy, ponieważ jedynie w takiej formie zje cokolwiek owocowego. Ciesze się choćby z tego i już nie terroryzuje jedzeniem jabłek, skoro ich nie lubi w surowej postaci.
Często w przedszkolu dzieciom narzuca się jedzenie konkretnych posiłków. Dzieci niekiedy boją się sprzeciwić a potem źle się czują. Inna strona medalu jest taka, że szanując gusta smakowe swoich dzieci – nierzadko robię trzy rodzaje potraw na obiad. Każda z córek lubi co innego. Tak naprawdę pozwalając na takie grymaszenie utrudniam sobie życie. Ale po prostu sama wiem, że gdyby ktoś mi kazał zjeść zupę rybną, to chyba bym zwymiotowała.
Po drugie, mam swoją teorię, że jeśli dziecko za każdym razem wyjątkowo się zapiera przed jedzeniem jednej konkretnej potrawy – to może źle się po niej czuje, jest uczulone a jeszcze o tym nie wie. To po co mam na siłę mu ją dawać, jest przecież tyle innych potraw do jedzenia. Mi całe życie zajęło zrozumienie dlaczego zawsze źle się czuje w Wielkanoc. Odkryłam, że nie bardzo toleruje jajek. Nie jest to nic poważnego, nie mam innych uczuleń – dlatego nie biegam z tym do lekarza, alergologa. Ot po prostu nie mogę jeść za dużo jajek. Podobnie może być u dzieci. Nie wiedzą dlaczego odrzuca je od jakiejś potrawy – zostawmy je w spokoju zatem.
Tak samo z tzw. kaprysami. Często ganimy dzieci za to, że wydziwiają: herbatka ma być do połowy szklanki wlana, mają być dwie kropelki cytryny a nie trzy, chlebek pokrojony na trzy kawałki a nie na cztery. Przewracamy oczami szykując kolację dla rodziny, ponieważ głowa już boli od tych wszystkich wymagań każdego z dzieci – a przecież każdy z nas ma swoje upodobania. Sok lubimy pić ze szklanki a nie z kubka, piwo z butelki ma zupełnie inny smak niż z puszki i wiele innych dziwactw, które uważamy za normalne. Natomiast kiedy dzieci mówią nam o swoich preferencjach – to nazywamy to kaprysami.
2. Spanie
Kolejna rzecz, którą rodzice starają się narzucić swoim dzieciom zaraz po urodzeniu – to jest spanie w osobnym pokoju. Wyobraźmy sobie noworodka, który 9 miesięcy spędził w brzuchu matki, miał tam ciepło i przytulnie, czuł bicie jej serca i zapach – a nagle oto po urodzeniu ma sam spać w ciemnym wielkim pokoju, kiedy nawet łóżeczko wydaje mu się puste i ogromne.
Ja już od tylu lat jestem mężatką, że nie pamiętam jak to jest spać w pojedynkę. Nie mówiąc już o czasach kiedy pojawiły się dzieci. Nie potrafię się wyspać, jeśli nie czuję bliskiej osoby obok. A nagle wymagamy, żeby noworodek, który dopiero co wyskoczył z brzucha – był na tyle dojrzały i samodzielny, żeby umiał być całą noc sam w pokoju. Przecież nawet kilkuletnie dzieci potrafią przybiec w środku nocy do sypialni rodziców, kiedy mają jakiś straszny sen. Swoją drogą rodzice też czasami się wtedy dziwią, że dziecko nie dało rady samo w ciemności pokonać potwora z siedmioma głowami…
3. Przegrywanie
To mój „ulubiony”punkt. Często spotykamy się z sytuacją, że nasze dzieci ciężko znoszą kiedy przegrywają. Jest tyle teorii na ten temat. Jedne głoszą, że należy nauczyć dziecko przegrywać, ma niemalże polubić przegrywanie hahaha! Inne natomiast, że nie wolno tak robić, ponieważ wtedy nasze dziecko nigdy nie będzie zwycięzcą, będzie bowiem pogodzone z porażką, czyli nie będzie fajterem – to tak w skrócie.
Ja natomiast mam w nosie wszystkie te teorie. Biorąc na logikę, zadaj sobie dorosły człowieku proste pytanie – czy lubisz przegrywać? Dobrze Ci z tym? Na pewno nie.
To normalny ludzki odruch, że jeśli wkładamy w coś dużo pracy, dużo serca i nagle przegrywamy, to jest w nas złość. To objaw jak najbardziej prawidłowy. Dorośli ludzie czasami nie potrafią ukryć rozczarowania a wymagamy tego od kilkuletnich dzieci. To absurd. Można oczywiście wytłumaczyć dziecku na spokojnie, że kiedyś na pewno też wygra, że teraz mu nie poszło – ale to wszystko da się poprawić. Ale nie możemy w dziecku zabić tego uczucia rozczarowania, ponieważ ono pojawia się automatycznie po przegranej. To nawet sportowcom wielokrotnie puszczają nerwy. Na przykład tenisiści po przegranym meczu potrafią rzucić rakietą o ziemię – w czysto sportowej złości. I jesteśmy w stanie to zrozumieć – a nie rozumiemy kiedy nasze dziecko płacze po przegranej. Naprawdę ludzie zastanówcie się czego Wy wymagacie od dzieci.
4. Zabawa
Często dzieci w trakcie zabawy przybiegają do rodziców i pokazują co zrobiły. I tak: przynoszą rysunek jaki narysowały, śmieszny film który zobaczyły albo wieżę z klocków, którą zbudowały… W zasadzie mogą tak przybiegać w nieskończoność i wszystkim się dzielić. Rodzice po pewnym czasie są tym zmęczeni i tłumaczą dziecku, żeby nie angażowało ich we wszystko. Mało tego, rodzice nierzadko są oburzeni, że dziecko nie umie się samodzielnie bawić – a przecież ma tyle zabawek.
Podczas gdy ostatnio złapałam się na tym, że z każdą pierdołą biegnę do męża. Jak tylko jest coś interesującego w telewizji, natychmiast wołam go, żeby przybiegł zobaczyć. Książki to wręcz czytamy sobie nawzajem, ponieważ każdy chce się podzielić ciekawym fragmentem. Człowiek jest po prostu istotą społeczną, chce się podzielić tym co widzi, co przeżywa, co go inspiruje. Dziecko podobnie jak dorosły chce dzielić się przeżyciami, pragnie reakcji, odzewu na to co robi. Czy to takie dziwne?
Jest wiele innych przykładów, które potwierdzają, że wielokrotnie wymagamy od dzieci czegoś czego sami nie lubimy. Nie sposób wymienić wszystkich.
Już w kategoriach żartu (bo inaczej się nie da) traktuję kwestię karmienia piersią w restauracji i pomysłu, żeby matka szła karmić dziecko do toalety – albo zakrywała mu twarz pieluszką w trakcie karmienia. To proponuję aby dorośli jedli obiad w toalecie albo raczyli się zupą mając twarz przykrytą pieluszką. Szczególnie to polecam w upalny dzień. Ludzie niekiedy nie dostrzegają, że dzieci są takie same jak my, tylko trochę mniejsze.
Rodzice często traktują dzieci niepoważnie. Nawet kiedy dziecko pyta dlaczego nie może czegoś zrobić – czasami słyszy w odpowiedzi „Nie, bo nie”. Wiadomym jest, że dzieci niejednokrotnie są za małe, żeby zrozumieć pewne rzeczy. Niekiedy nie ma czasu na wyjaśnienie a nie możemy dziecku powiedzieć prawdy i po prostu jesteśmy zmuszeni odpowiedzieć to niewdzięczne „Nie, bo nie”. Jednak nie można zrobić z tego normy, ponieważ dziecko od takich odpowiedzi na pewno mądrzejsze nie będzie.
A swoją drogą, wyobrażacie sobie tak odpowiedzieć dorosłemu??? Na przykład, koleżanka zaprasza nas na spacer a my odmawiamy i kiedy ona pyta dlaczego, to odpowiadamy „Nie, bo nie”. To jest nie do pomyślenia, żeby dorosły dorosłemu tak odpowiedział. Uznane by to było za wysoce niekulturalne. A dlaczego nie uważamy, że takie odzywki są niekulturalne w stosunku do dzieci? Każdemu przecież należy się wyjaśnienie.
Te i inne przykłady pokazują, że zanim zaczniemy wymagać albo krytykować dziecko za określone zachowanie – powinniśmy wcześniej się zastanowić co byśmy sami czuli w takiej sytuacji.