Czy naprawdę matka wie najlepiej?
Jeśli jesteś matką, która przebywa z dziećmi 24h, rozwiązuje ich wszystkie problemy, bawi się, słucha, karmi, przewija, zaprowadza, odprowadza, usypia, odrabia lekcje, kąpie i jeszcze milion innych rzeczy – to zapewne uważasz, że nikt nie zna lepiej Twoich dzieci niż Ty. Po jednej minie wiesz, czy dziecko jest szczęśliwe, czy coś mu dolega, czy coś nie smakuje…generalnie nie ma lepszego eksperta od Ciebie! Tak jest w istocie, że matki znają swoje dzieci jak nikt inny, i nikt zapewne tego nie kwestionuje.
Wszystko to jest wspaniałe do momentu kiedy taka matka ma oddać swoje dzieci pod opiekę komuś innemu – nawet z najbliższej rodziny. Wtedy zaczyna się cała lawina podejrzeń – czy aby na pewno ten ktoś należycie będzie się opiekował jej dziećmi. W głowie matki zawsze bowiem świdruje myśl, że nikt nie zrobi tego lepiej niż ona, co najwyżej może się do ideału zbliżyć .
Muszę tutaj zaznaczyć, że mój mąż jest niesamowicie związany z córkami i potrafi wyczuć ich nastroje po sekundzie, dlatego kiedy zostaje z nimi sam – świetnie radzi sobie ze wszystkim (wiem – jestem szczęściarą w tym momencie). Jednak mimo to, ostatnio przeżyłam burze nerwów znaną tylko takim nawiedzonym matkom jak ja.
Mąż poleciał z najstarszą córką do Nowego Jorku. Skończyła już 6 lat a mąż w tym wieku pojechał na pierwsze zagraniczne wakacje sam ze swoim tatą i pamięta do dziś każdy szczegół tej ekscytującej wyprawy. Uznał więc, że każdą z naszych córek jak skończą 6 lat – też zabierze w jakąś niesamowitą podróż. Padło na Nowy Jork. O ile sam pomysł wydał mi się wspaniały – to im bliżej było ich wyjazdu to zaczęły się moje nerwy.
Po pierwsze, milion obaw jak dziecko wytrzyma długi lot samolotem. Po drugie, czy zwiedzanie Nowego Jorku nie będzie dla niej zbyt męczące i nudne. Mogłaby na przykład chcieć cały dzień spędzić na placu zabaw a nie iść na Time Square. Poza tym kwestia jedzenia – czy mąż ogarnie wszystkie kaprysy i wydziwiania dziecka w tym temacie. Dziecku może się chcieć pić a będą coś zwiedzać i nie będzie nigdzie sklepu albo nie będzie akurat tego co lubi na obiad. Bałam się też o kwestie ubioru, czy dziecko nie będzie chodziło brudne, w pogniecionych rzeczach, nieuczesane. Czy 6-letnia dziewczynka na pewno powie zawsze czego chce i czy mąż w lot z jej miny odgadnie czy coś jest nie tak. W głowie kłębiło mi się tysiące wątpliwości czy ten wyjazd jest dobrym pomysłem.
Widziałam że córka jest tak podekscytowana podróżą, że nawet słowem nie pisnęłam o moich obawach. Mężowi też już nie marudziłam, bo przecież to miał być ich wyjazd życia.
W dniu wylotu żegnałam się z nimi jakbyśmy się mieli więcej nie zobaczyć albo jakby niemalże lecieli na Marsa. Zaplotłam córce tak mocne warkocze – żeby fryzura dała radę wytrzymać kilka dni, na wypadek gdyby mąż nie umiał jej czesać. Z góry założyłam bowiem, że będzie chodziła po Nowym Jorku rozczochrana.
Ostatecznie polecieli.
Ku mojemu totalnemu zaskoczeniu – wrócili cali i zdrowi, w wyśmienitych nastrojach! Okazało się, że mąż tak skrupulatnie przygotował się do tego wyjazdu, że przeszło to moje najśmielsze oczekiwania! Dużo wcześniej opracował plan wycieczki na każdy dzień. Miał przemyślane dosłownie wszystko. Rano zwiedzanie jakiegoś miejsca a potem przerwa na plac zabaw, odpoczynek w parku, następnie obiad, potem znowu coś zobaczyć i na koniec dnia coś lżejszego dla córki. Po prostu dziecko nie mogło się nudzić i narzekać na atrakcje. Były ciekawe miejsca, jak na przykład wjazd na Empire State Building czy Rockefeller Center i podziwianie panoramy Nowego Jorku, było płynięcie statkiem, jazda kolejką nad miastem, spacery, zabawy, lodziarnie, pizzerie – nawet kąpiel w fontannach. Córka była zachwycona! Mąż przeplatał każdy dzień – trochę dla dorosłego, czyli zwiedzanie miasta i trochę dla dziecka, czyli rozrywki, relaks. Trzeba też dodać, że Nowy Jork jest miastem bardzo przyjaznym dzieciom, place zabaw na każdym kroku, ludzie też bardzo serdeczni w stosunku do dzieci.
Kwestia jedzenia też nie była problemem. Mąż zawsze w plecaku miał wodę i coś do jedzenia gdyby córka nie mogła wytrzymać do obiadu. W restauracjach zamawiał wyłącznie to co ona lubi, nie bawił się w zmuszanie do jedzenia tylko zdrowych rzeczy albo potraw które on sam uwielbia. Oszczędził sobie w ten sposób godzinnych kaprysów „tego nie, tamtego nie”. Przecież ostatecznie to były ich wakacje, a zatem nic złego się nie stało, że dziecko nie jadło codziennie selera hahaha!
Jeśli chodzi o garderobę: córka codziennie wieczorem przygotowywała sobie zestaw, który chciała ubrać następnego dnia. Codziennie co innego, żeby rzeczy były świeże i czyste. Ponadto mąż w plecaku nosił dodatkowy komplet ubrań dla niej na przebranie, na wypadek nieprzewidzianych sytuacji – jak choćby poplamienie w restauracji (skąd on takie rzeczy sam z siebie wiedział to zagadka dla mnie).
Dlatego nie mogłam wprost uwierzyć oglądając ich zdjęcia z wyjazdu, że córka wszędzie ładnie i estetycznie ubrana. Mało tego, uczesana w nawet tak skomplikowane dla ojców fryzury jak dwa warkocze. Nie wiem kiedy mąż się tego w ogóle nauczył. Córka opowiadała później, że tatuś pierwszego dnia pół godziny się męczył z jednym warkoczem – ale następne szły już gładko. Jest jeszcze mnóstwo historii, z którymi mąż sobie poradził a które były dla mnie totalnym zaskoczeniem.
Po ich powrocie, kiedy zobaczyłam to wszystko – to aż mi było wstyd, że nie doceniałam męża i nie ufałam, że sobie poradzi. Przecież to nawet ja, Matka Polka, nie przewidziałabym tylu sytuacji, które on wziął pod uwagę. Ale wynika to stąd, że na co dzień mąż polega zawsze na mnie jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi, ja przeważnie wszystko przy nich robię i dlatego istnieje wrażenie, że nikt inny tego nie potrafi. A tymczasem ojcowie też potrafią i to niekiedy nawet lepiej. Często matki po prostu lubią myśleć, że są w tym temacie najlepsze, niezastąpione – jakby ta dziedzina była tylko dla nich. Nie dopuszczają do wiadomości, że wszyscy którzy kochają ich dzieci mogą być równie świetnymi opiekunami – nawet jeśli na co dzień zajmują się czymś innym.
Kochane mamy, nie jesteśmy jedynymi nieomylnymi i najlepszymi opiekunami naszych dzieci. Są jeszcze inne osoby które to potrafią, wystarczy zaufać i dać im szanse!
Nie muszę chyba pisać, że w istocie był to ich wyjazd życia, córka wróciła jakby doroślejsza, mają teraz z tatusiem takie niesamowite wspomnienia, taki swój „nowojorski” świat! A to też jest ważne!
Dodałaś mi odwagi tą historią, my matki faktycznie myślimy, że nie mamy sobie równych, ale oddajmy czasem pole popisu ojcom, taki wyjazd jak Twojej „dwójeczki” uświadomił mi , że może to być wspaniała przygoda, coś co zostanie na całe życie w naszym dziecku, będzie przywoływane we wspomnieniach jako super przygoda z tatą. Świetny wpis, zdjęcia fantastyczne.
Po pierwsze gratuluję córki no i męża rzecz jasna bo gdyby nie oni dwoje to nie byłoby takich wakacji, tylu wspomnień i emocji. To naturalne, że jeśli kogoś kocha się to martwi się o niego może nawet na wyrost, ale tylko rodzic będzie w stanie zrozumieć rozterki, o których napisałaś warsawmum o tych nerwach przeplatających się z euforią. Aby powierzyć komuś opiekę nad dzieckiem trzeba mieć do tej osoby zaufanie nieważne czy to mąż, partner, dziadkowie, przyjaciółka czy koleżanka z pracy bo jeśli widzi się ze dziecko jest szczęśliwe i nie dzieje mu się krzywda to trzeba gdzieś trochę wyluzować i zapanować nad przesadną opiekuńczością i pozwolić mu rozwijać skrzydła. Piękne zdjęcia, jeszcze piękniejsze wspomnienia no i szacun dla męża za przyspieszony kurs plecenia warkoczy
pięknie dobrane zdjęcia pod kątem tematyki artykułu, widać szczęśliwych i uśmiechniętych tatę z córką, świetnie spędzających czas razem i super, że mama jest dumna, jak i z taty, tak z córki. Tak często spotykam się z lekceważącym podejściem właśnie wszechwiedzących mamusiek, do opieki ojców, wytykających najmniejsze ich potknięcie, że miło przeczytać taki wpis, doceniający starania. Bo nawet, gdyby tych zapleconych warkoczyków nie było (a totalny szacun, że jednak były 🙂 ), to czas spędzony tylko z tatą jest niezastąpiony!
Agata czytam to i jednocześnie widzę wszystko przed oczami bo świetnie i szczegółowo opisany wyjazd. Tata brawo! A mamie również, ze nie wymyśliła 1000 powodów by zatrzymać córkę w domu 😉 ostanie foto z plecakami fantastyczne! Wszystkie ładne ale to wyjątkowe 🙂
Jak widze Warsaw Mum jest totalnie opanowany przez mamy . Tak dlugo jak mnie grono mam nie przegoni , bede reprezentowal honor tatusiow . Choc zdaje sobie doskonale sprawe , ze takich nieskazitelnych tatusiow jak Twoj maz Agato , jest bardzo malo i z czasem bedzie ich mniej i mniej . W mojej pamieci pozostanie na zawsze , moment kiedy przewijalem po raz pierwszy moja corke . Musialem to zrobic ja , poniewaz moja zona bala sie to zrobic . Pozniej pamietam moja zlosc , jak przyjechala tesciowa i to ona przewijala moja corke . Poklocilem sie o to nawet z moja zona ale to nic nie dalo . Takie malzenstwa ktore sie doskonale uzupelniaja na kazdym polu , nie musza sie obawiac o swoja przyszlosc . Bardzo niedobrze jest , jesli jedna ze stron nie wierzy , nie ufa w mozliwosci drugiej strony . Pierwsze nieufnosci , drobne nieporozumienia prowadza finalnie do destrukcji .
Nikt nikogo nie zamierza przeganiać, a głos Tatusiów jest niezwykle cenny w dyskusji 🙂 pozdrawiam 🙂